Udoskonalić Wolne Dziecko
Słoneczko, maleństwo, cudeńko, aniołek, ach brak słów, aby dać wyraz uwielbieniu dla doskonałości nowo narodzonego dziecka, które jest dla nas najwspanialsze, jedyne takie i najukochańsze.
To dziecko to doskonałość sama w sobie. Jednak czas zabrać się za jej poprawianie, bo przecież musimy je teraz wychować, wyedukować i przygotować do życia.
Początki choć trudne, nie są jednak najgorsze. Nasz pysiaczek, kiedy mu niewygodnie lub mokro krzyczy, a gdy głodny, czy spragniony to załącza syrenę alarmową. Jak mu coś kompletnie nie pasuje, to lepiej z nim nie zadzierać, bo nie zna się na żartach. Za to jaki z niego rozkoszniak, kiedy tak fika nóżkami, ślini się i posapuje, albo ze spokojem uśmiecha się do nas znacząco. To prawdziwy cud, a do tego umiemy się z nim dogadać.
Jednak dorasta i przejawy pierwszej samodzielności pokazują, że to najwyższy czas, abyśmy zabrali się prawdziwie do roboty. Dziecko upadło, krew leci z ranki i płacze w niebogłosy. Przytulamy je, pocieszamy, ale jakoś za długo to trwa naszym zdaniem. Więc mówimy, że już nie boli, że to nie takie straszne i do wesela się zagoi.
Kiedy nasz szkrab wyjawia sąsiadce, że tata mówi brzydkie wyrazy, że babci nie kocha i z ciekawością pyta dlaczego ma tak mało włosów, to dowiaduje się, że bliskich trzeba kochać na zawołanie, ciekawość jest zła, a o tym co dzieje się w domu to cicho i sza.
Nie lepiej dzieje się wśród innych dzieci, bo nie ma szarpać, wyrywać, krzyczeć i przezywać. Choć sami nie wiemy dlaczego szarpiemy go spiesząc się do pracy, krzyczymy, że jest leniwy, bo nie sprzątnął pokoju i wyrywamy z rąk zaciekawionemu dziecku cenne dla nas rzeczy.
W wieku szkolnym nie ma się ruszać, bo to przeszkadza, ale też ruszać się ma, bo tak trzeba dla zdrowia.
Ma robić to co mu się każe i nie wymyślać, a przy tym być bardziej kreatywny i spontaniczny kiedy się tego od niego wymaga. A tak w ogóle nie wie co czuje i ciągle przesadza.
Oceny się nie liczą, ale ma mieć piątki i nie musi wygrywać, ale ma być pierwszy. I niech nie narzeka na brak czasu, bo ma wszystko czego potrzebuje dodatkowy angielski, hiszpański, basen, piłkę, skrzypce i geografię. No i jak dorośnie to będzie prawdziwie wolny, będzie chodził do pracy, spłacał kredyty i zarabiał pieniążki.
Nie ma kłamać, lecz prawdy też nie może mówić, bo go odrzucą. Śmiać się, złościć i smucić, bo nie wypada lub nie ma powodu. Do tego marzenia i fantazje to wybijemy mu z głowy.
A tak naprawdę to szczęśliwy będzie dopiero jak dorośnie, kiedy nauczy się już wszystkiego i zostanie księgowym, a nie malarzem, czy poetą, bo wtedy naprawdę będzie miał wszystko z głowy.
I tak nasze udoskonalone dziecko zamienia się powoli w perfekcyjnego dorosłego, który wie już, że ciało kłamie, emocje są złe, prawda jest obłudą, marzenia bzdurą, a na wszystko znajdą się odpowiednie argumenty. Zaś do pełni szczęścia brak mu dziecka własnego, które mógłby też tak udoskonalić.
I zapomina, że kiedyś był taki doskonały, taki najwspanialszy, najcudowniejszy na świecie, jedyny i wymarzony.
Dlaczego pytam?
Bo został właśnie udoskonalony. A do pełnego ideału brakuje mu już tylko jednego, niestety jego samego.